wtorek, 25 marca 2014

DANG’ERoica 2014 czyli apostołowie wściekłego przełaju

No i stało się! Tak wiele lat czekałem na cyklocross-ową imprezę w okolicy Poznania i nie chodzi tu o profesjonalny wyścig w spandexach na karbonowych ramach, ale o pankowo-rowerowy Armagedon z dużą ilością błota i browarów. Ekipa stanęła na wysokości zadania, wszystko… od przygotowania toru do pogody wyszło SUPER! Główna zasada: wpisowe dychę, nieprzebrani pińć dych. 


Muszę przyznać, że chyba wszyscy byli zaskoczeni jakością przygotowania toru, oprócz choreografii w postaci sztucznego kasztana i beczek z tlącymi się liśćmi będącymi źródłem gryzącego dymu, trasa zawierała idealnie wyprofilowane mini wzniesienia o stromościach prowokujących do agresywnego zjazdu, a technicznie przygotowane do złamania widełek i padnięcia ryjem w błotko! Rampy, przeskakiwane przez przełajowców lub/i jadących na innym sprzęcie oraz przeskakiwane przez Państwa na rowerach umożliwiających to bez padania na ryj ustawione zostały w najbardziej spektakularnych miejscach (najdostępniejszych dla publiki, a co za tym idzie umożliwiające najagresywniejsze ataki czym popadnie w jadących:  piwo, warzywa, owoce, itp…). Na jednej z nich w małospektakularny sposób skręciłem sobie ciutkę kolanko źle stąpając, ale to było logiczne, że coś mi się stanie, bo po uderzeniu w mur przy pierwszym starcie musiałem poprawić stopień powstałych obrażeń ciała. Oprócz tego wyścigi obrodziły w skręcenia obtarcia i odbicia innych uczestników szampańskiej zabawy, co również należy bardzo wyraźnie podkreślić niezmiernie podwyższyło rangę imprezy!


Całość umilały tańce, śpiewy, vege szama przygotowana przez dziewczyny z kolektywu Skąd Bierzesz Białko?, cyklotarg, na którym nikt nic nie kupił bo każdy przyjechał coś sprzedać, no i oczywiście urocza konferansjerka Agaty i Kuby.


Finałem imprezy był wyścig chlora, na którym nie tylko można było dowiedzieć się, że isostar i inne izotoniki to gówno w porównaniu z pysznym piwkiem zwiększającym wydajność organizmu sportowca niczym tysiąc szklanek soku z buraków oraz, że Keniger jest niekwestionowanym królem browarów!Wszyscy uczestnicy dostali po medalu i całusie od hostessy, a rozbawiona gawiedź klaskała niczym fani Rubika na bagnach wśród komarów roznoszących malarię! 

Było cudownie! Było pięknie! Czekałem na to pół życia, a ból nogi i niemożność sprawnego poruszania się przypomina mi o miłości do kolarstwa przełajowego. 



CHWAŁA ZWYCIĘZCOM, POSZKODOWANYM I ORGANIZATOROM! VIVA DANG’EROICA!!!
















// zdjęcia kradzione stąd:



 i stąd:




more info:

https://www.facebook.com/events/257696251065424/?ref=ts&fref=ts

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz